- Co masz najgrubszego do czytania?
- Te 2 czarne na biurku. A Ty co tu robisz?
- Właśnie wyjeżdżam do Grecji. O czym to?
- Nie Twój styl. Atomówki, monstery i dużo szczurów.
- A coś innego?
- Niestety. Reszta do 250 stron.
Tak oto, za sprawą młodszego rodzeństwa dałam się wciągnąć w świat fantasy. Mam słabość do Uniwesum Metro, będę miała zawsze. To dzięki tym książką teraz biegam za smokami, strzelam z palców luksynem i czasami bywam skrytobójcą.
3 lata temu, chodząc po plażach Olimpic Beach, przy temperaturze odczuwalnej 50
°C, trzęsłam się z zimną i wyglądałam zza którego winkla dopadnie mnie chorda szczurów. Pierwszą przeczytałam jeszcze w autokarze przy oświetleniu ekranu Sony Ericssona (takiego co to jeszcze nie znał pojęcia mobilnego internetu), drugą szczętnie oszczędzałam, a i tak wystarczyła tylko na 4 dni.
Od tamtego czasu wciągam fantasy nosem. Już nawet nie pamiętam, kiedy czytałam coś innego.
Czytałam tydzień. Czytałam pełne 7 dni i jest mi z tego powodu strasznie wstyd.
W
dodatku nie pobiegłam po nią w dniu premiery, a po zakupie zdążyłam
przeczytać jeszcze dwa ostatnie tomy innej sagi. Fe! Przepraszam.
To nie jest 7 dniowa książka, nawet nie przekracza 1 200 stron. Czas operacyjny to max. 1,5 dnia. Może 3 dni przy założeniu, że w międzyczasie byłby kryzys w firmie i co najmniej jeden alkobilard.
Zwyczajnie
nie mogłam do niej wrócić. Zaznaczam, że nie jest zła, nieudana czy
nudna. Jest inna. Odbiegająca od tego co do tej pory opublikowano w
Polsce.
|
|
Nie istnieje. Został ukazany w tak minimalistyczny sposób, jakby zupełnie nic się nie zmieniło. No ok, tam stricte metro zwyczajnie nie ma, ale żeby do tego stopnia? Żadnych odkrywczych metod surwiwalowych, żadnych grzybów hodowanych pod ziemią? Nic?
Są. Przetrwali. Żyją. Magazyny w okolicy mają nieźle zaopatrzone. A tym razem naprawdę chciałam poznać najnowsze sposoby mycia zębów bez pasty i szczoteczki.
Brak
. Nie liczę przerośniętych krabów.
Jak to nie ma potworów? Przyroda nie chce ich zabić? Drzewa nie są żarłoczne, psy nie mutowały, rekiny nie chodzą po lądzie?! Przecież na świat, cały świat, spadły bomby (liczba mnoga) atomowe (!!). Ziemia powinna nienawidzić ludzi, próbować się pozbyć tych małych przyczółków ostatnich potworów, które ją zniszczyły. Btw. kraby są płochliwe, nie niebezpieczne.
Po raz pierwszy czytając książkę z tej serii nie bałam się o losy bohaterów. O siebie zresztą też się nie bałam. Nie odczuwałam lęku przed nieznanym. Nie ma w niej tak naprawdę żadnego realnego zagrożenia. Jest historia. Płaska i przewidywalna. Nic strasznego.
Po każdej książce z serii miałam nieodpartą potrzebę znalezienia jakiejkolwiek barykady, wdrapania się na nią i uświadomienia społeczeństwu, że postępujemy źle. Z czym? Nieważne. Chciałam, żeby każdy usiadł i zastanowił się nad swoim postępowaniem, sprawdził, czy nie sprowadzamy na siebie kataklizmu.
Nic. Tym razem jedyną rzeczą, którą chciała zrobić to wyprawa do empiku.
Żadnych górnolotnych przemyśleń. Szkoda. Lubiłam dyskutować o ramach w jakie wrzuciliśmy świat ze świeżym podejściem. Takim po wstrząsie.
Autor przypomniał mi natomiast wszystkie najważniejsze daty, motywy postępowania Hitlera oraz złożoność propagandy Goebbelsa. Daty, pakty, bitwy, przyczółki i niezrealizowane plany. Not impressed. Taka II woja światowa w pigułce.
O zgrozo! Poważnie? Nie miłość z serii oddania braterskiego, tęsknoty za bliskimi, patriotyzmu, ubolewania nad utraconym rajem, tu naprawdę dostajemy love story w tle (!). Prawie jak u Trudi Canavan. Brakowało jedynie różdżek.
|
Na marginesie:
Tak
jak się zaczęło tak i się kończy, a raczej przerywa. Po 3 latach
postanowiłam, że muszę odpocząć na chwilę od fantasy i następne 3 dni
zajmie mi Masa i jego opowieści o kobietach polskiej mafii.
|
0 komentarze: