#kujawy


- Dobra, to wpadam.
- Gdzie niby? Jest pierwsza w nocy i nic nie jeździ!!!
- Stać mnie jeszcze na taksówkę.
- Do Kowala?!
- Kiedyś Ty już zdążyła wyjechać?

A zdążyłam, bo tak to już w tym życiu bywa, że jak tylko zaczyna świecić słońce, to zaczynam się zastanawiać, gdzie jest najbliższy las.

Słońce wprawia mnie w ruch. Nie taki ruch, co to gdzieś bym pojechała i zaczynam grzebać w sieci w poszukiwaniu ofert las minute. Mój ruch jest dużo bardziej dynamiczny. Siadam, biorę swój kalendarz, poświęcam godzinę, żeby wpisać tam wszystko co mam zrobić (słońce upić potrafi i człowiek zapomina o pracy, więc uważajcie!), określam swoje położenie w przestrzeni i tyle mnie w Łodzi widzieli. Kocham to miasto, z całego serca kocham, ale Łódź ssie przy przepięknej pogodzie, a ilość ludzi w parkach sprawia, że zaczynam mieć chorobę miejską.

Gdy pracy jest dużo, a przeważnie dużo jest, nie mogę sobie pozwolić na dowolne podróżowanie. Przychodzi mi wtedy z pomocą domek rodzinny. Bo i internety tam mają i kilka wiaderek prądu się znajdzie, a jak mamusia się nie odchudza, to nikt tak nie gotuje jak ona. Pozdrawiam mamę! 

Pamiętajcie, że mamy trzeba kochać!

Kujawy.

Drodzy Łodzianie i Łodzianki (bo gender, albo feminizm - wybrać proszę doktrynę), nie wiem czy zdajecie sobie sprawę, ale dokładnie 95 km od Was, 45 minut autostradą, 2h 35 min. pociągiem znajduje się rejon Polski, gdzie jeziorko nad jeziorkiem leży, ludzi dużo nie ma i jak topless zaczniecie się opalać to nikt nie zauważy. Chciałam nawet się wybitnie rozpisać, ale po raz pierwszy uznałam, że wrzucę serię zdjęć.

Kujawy, proszę Państwa, dużo ładniej wyglądają, niż ja literki składam. Od domku mego, aż do miejsca docelowego jest 5 jezior, na obszarze 16 km (nie, nie spokojnie - nie ja liczyłam). Trasa przez las prowadzi, ale cudownym asfalcikiem. Taki wybór!

I przyzwyczajamy się, bo o Kujawach i Kowalu i jeziorach i własnej firmie i szczęściu, będzie teraz sporo, gdyż słonce, wakacje i zabawa, a i mama na diecie nie jest, więc przekonała mnie do zostania jedzeniem!





Na marginesie:
Kujawy mają też negatywny aspekt. Nigdy nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy opowiadali o wagarach w Manufakturze, na Piotrkowskiej, albo w kinie. Jak to tak? Po co? My zbieraliśmy się pod szkołą i uciekaliśmy z lekcji nad jezioro Czarne. Wcale nie w dzień wagarowicza, a jak tylko woda była zdatna do kąpieli. Rodzice się nie czepiali, plecaki wypchane, bo ręczniki i kanapki dużo miejsca zajmują, a i straż miejska zadowolona była, bo zamiast pić piwo na torach skakaliśmy do wody z pomostów (w dozwolonych miejscach z ratownikami of course). Nikt nie siedział na internetach jak słońce zaświeciło.

Poszli na dwór!

2 komentarze:

  1. Natasza to nie zaskroniec, tylko padalec, nie wąż tylko jaszczurka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Czyli byłam blisko jak na humanistkę :) Poważnie: dzięki (!) zapamiętam na przyszłość!

    OdpowiedzUsuń