Marsjanin! Marsjanin! Marsjanin!


Na gorąco! Zupełnie nieobiektywnie! Musiałam!
Tytuł: Marsjanin | Autor: Andy Weir

Marsjanina dostałam. Fantasy/Science Fiction. Nie ma smoków i magię też mi gdzieś schowali bezbożnicy. Bez_sensu. Podczas mojej uroczej podróży Polskimi Kolejami Państwowymi (czyt. interREGIO, nie żadne Pendolino #takihipster) okazało się, że tylko tę książkę wgrałam na kindle. Mówi się trudno. Zaczęłam.

Skrótowo i płasko: przez przypadek zostawili astronautę na Marsie.
Oczywiście: Stany Zjednoczone.

Mała dygresja.
Zauważyliście, że Ci to dopiero mają pecha? Jak nie tsunami, to zombie i wilkołaki biegają im po kraju. Nie wspomnę, że nawet UFO się na nich uwzięło. My - Europa, nie umiemy docenić szczęścia w związku z brakiem tych wszystkich przerażających kataklizmów. Niedobrzy, mali niewdzięcznicy.


Powrót.

Przy książce zapaliła mi się czerwona lampka. Liznąwszy nieco kultu z jakim Amerykanie traktują swoich kowbojów kosmosu zwyczajnie uznałam, że należy ją przeżyć. Poza tym przeciwległe dziecko z grającym na full tabletem było jeszcze mniej interesujące.

Boże! Jaka pomyłka! (Nie o dziecko chodzi.)

Jaki patos?! Jaka religia?! Jaki kult?! Nawet kryzysu egzystencjalnego tutaj nie było. Cudo!

Zamiast wewnętrznych monologów i samobiczowania dostajemy normalność. Taką zwykłą szarą (czerwoną w sumie) marsjańską normalność. Żadnego: "O Boże, co dalej?", "Jezu umrę!", "Kurwa, jestem na Marsie!". Książkę można określić zdaniem: "No dobra, co dalej....". I to też nie tak jak sobie wyobrażanicie. Mit bohatera i peany na cześć Marka zostały gdzieś w próżni. Myślicie, że supermózg opóścili? Botanika zostawili!

Sarkazm, ironia i cynizm w najlepszym wydaniu. Dialogi z NASA - majstersztyk. Czytelnik w sumie nawet się nie angażuje w tragizm sytuacyjny. Chcemy, żeby ON do nas mówił. Jak najwięcej! O czymkolwiek! Idealnie.

Ogromna dawka poczucia humoru przyprawiła mi sporo nieprzychylnych spojrzeń, gdy nieopanowanym rżeniem (inaczej nazwać tego nie można) raczyłam społeczeństwo w miejscach publicznych.

Przeczytałam 2 razy. Od razu. Raz po razie. Na raz. To znaczy w 4 dni, spałam troszkę jednak. Na obronę mam jednak fakt, że Mark na Marsie też sobie drzemał. Rzadki przypadek. Nie wracam do książek. Nie czytam filmów, które obejrzałam. A dziś tuptam niecierpliwie w oczekiwaniu na zapowiedzianą ekranizację.

Oto, proszę Państwa, moja książka roku!
 A co! Przyznam sobie tytuł!

Żeby jednak nie było, że się nie znam i = tudzież łżę zaciekle, poniżej kilka fragmentów kategorycznie nie spoilerujących lektury tego cuda.

A czy Ty masz już swoją zieloną Królową marsjańską uczącą Cię sztuki miłości?
.

Otóż fragmenty:*

MARK
(1) Mam także taśmę klejącą. Zwykłą taśmę klejącą, którą możesz kupić w sklepie. Wychodzi na to, że nawet NASA nie potrafi ulepszyć taśmy klejącej.

(2) Sprawdziłem wsporniki, uderzając w nie kamieniami. To bardzo wyrafinowana metoda, z której wykorzystywania my, międzyplanetarni naukowcy, jesteśmy znani.

(3) Miałem masę drutów i baterii, żeby wytworzyć iskrę. Ale nie można, tak po prostu, małą iskrą zapalić drewna. Dlatego zebrałem wystarczająco pasków kory z tutejszych drzew palmowych, wziąłem parę patyków i pocierałem to wszystko, żeby wytworzyć wystarczające tarcie do… No niezupełnie. Skierowałem czysty tlen na drzazgę i skubana zapaliła się jak zapałka.(4) Zniszczenie jedynego symbolu religijnego wystawiło mnie na pastwę marsjańskich wampirów. Muszę zaryzykować.

(5) Mógłbym wykonać to szybciej. Doszedłem jednak do wniosku, że ostrożność jest najważniejsza, gdy spala się paliwo rakietowe w zamkniętej przestrzeni.

(6) Zdawało się, że plan się powiódł. Uszczelnienie wyglądało dobrze, a żywica była twarda jak kamień. Niestety przykleiłem dłoń do hełmu. Przestańcie się śmiać.

NASA 
(1) Uwzględniliśmy to. Przygotujemy masę jasnozielonych wstęg. Wystarczająco lekkich, żeby trzepotały w trakcie opadania, nawet w marsjańskiej atmosferze. Każda będzie miała napis MARK: WŁĄCZ ODBIORNIK.

**zapożyczone: www.nieuleczalna-bibliofilka.blogspot.com
Na deser mój najulubieńszy dialog. Podwójnie!

[12.04] JPL: Sprowadzimy botaników, żeby zadali dodatkowe pytania i sprawdzili twoją pracę. Stawka toczy się o twoje życie, więc wolimy się upewnić. Sol 900. to wspaniałe wieści. Da to nam dużo więcej czasu na przygotowanie misji z zaopatrzeniem. Proszę, uważaj na swój język. Wszystko, co napiszesz, nadajemy na żywo na cały świat. 

[12.15] WATNEY: Patrzcie! Cycki! ==» (. Y .)

*Przepraszam, że aż tyle, ale zwyczajnie nie mogłam się zdecydować.
**btw. podobno nawet jakaś c u d o akcja marketingowa była przeprowadzona w polszy przez wydawnictwo, ale za bardzo się wciągnęłam, żeby zwrócić uwagę :)

0 komentarze: