Mamo! Mamo!


- Zobaczysz. Przejdzie Ci. Teraz nie rozumiesz, bo jesteś jeszcze za młoda.

Od 10 lat słyszę ten sam mierny argument. Nie chcę mieć dzieci. To wszystko. Nie planuję morderstwa, drugiego przewrotu majowego, ani nawet wojny nuklearnej. Nie chcę mieć dzieci. Zgodnie z przewidywaniami wszystkich domorosłych wróżek ta zachcianka powinna mi przejść w tym roku. Nie przeszła. Usiadłam więc z moim gipsem, na mojej ulubionej pufie i uznałam, że skoro i tak nie mogę się ruszać to poczekam na cud.

Pierwsza gwiazdka - dalej nic. Bywa.


Przypomniałam sobie o tym podczas ostatniej, niefortunnej zresztą, podróży do Łodzi. Zamknięta w przedziale z drącym się bezbożnie trzylatkiem doszłam do wniosku, że jednak mój instynkt macierzyński pozostał na poziomie piętnastolatki. Na szczęście.

- Nie twierdzę, że nigdy nie będę chciała mieć dzieci. Tylko krowa nie zmienia zdania. Nie chcę mieć swoich dzieci.
- Są słodkie! Jak weźmiesz takie swoje maleństwo na ręce, to pokochasz od razu.
- Po co?
- Jak to po co? Wszyscy chcemy być kochani!

Nie zrozumiałam. Wzdrygam się na myśl, że coś we mnie rośnie. Niczym obcy, tasiemiec podróżuje po moim ciele i okrada mnie ze wszystkiego co najlepsze. Zamach na moją autonomię, w dodatku dożywotni. Nie mogę pic, palić, rzygam, tyję i wszystko kręci się wokół dziecka. Tak. Nie znam się. To cud. Przyznaję. Macie rację. Ale czy każdy musi chcieć tego samego?

Później leży to takie. Je, sra, płacze i tak 24h na dobę. Zresztą ciężko zrozumieć zagadnienie miłości rodzicielskiej, skoro sama idea miłości jest dla człowieka bezsensowna.

Przerwa. Mój trzylatek siedzi na kolanach mamy i od godziny pyta, czemu nie dostał batona. Zawsze zaczyna od dwukrotnego mamo.

- Mamo, mamo, czemu ta Pani się patrzy?
- Mamo, mamo, a w Łodzi dostanę batona?
- Mamo, mamo, można pogłaskać pieska?
- Mamo, mamo, chodź!

Zwariować można! To zagraża zdrowiu psychicznemu! I skoro nie mogę palić w restauracjach i kinach i w sumie to już prawie nigdzie, to czemu nie zrobią specjalnych przedziałów dla dzieci? I specjalnych pokojów w restauracjach? Bożę, zrezygnowałabym z papierosa, gdyby w kawiarni była taka sala.

A później przechodzi takie bunt młodzieńczy, inne dziwne fazy, a człowiek musi to znosić, bo...waitforit... jest rodzicem.

- Ciociu?
- Słucham Cię, kochanie.
- Ciociu, a nie możesz mnie zabrać ze sobą do domu? Nie potrzebuję dużo miejsca, jem niewiele, będę grzeczny, zawsze będę sprzątał, wychodził z Saris i nauczę się gotować. - 7-letni Jasiu spojrzał na mnie swoimi błękitnymi, pełnymi nadziei oczami.
- Kochanie,wiesz, że nie mogę...- Kolana się pode mną ugięły. Przecież nie można odmówić dziecku miłości.

- Wiem Ciociu, przepraszam, chciałem tylko spróbować. - Pomaszerował grzecznie za swoją grupą. Nie odwrócił się.

Jasia, który od urodzenia mieszka w domu dziecka, poznałam jako wychowawca kolonijny dla trudnej młodzieży w 2008 roku. Do tego czasu twierdziłam, że nie będę mieć dzieci. Po poznaniu go wiedziałam, że nie będę mieć własnych.

0 komentarze: