7.00 rano, sobota, środek nocy głębszy niż czarna dziura, poprzedzony przybyciem do domu dwie godziny wcześniej.
Telefon.
- Chodź sprawdź czy jestem w ciąży!
- Chyba organoleptycznie - zdążyłam odpowiedzieć, zanim zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji.
Długa chwila ciszy. Zrozumiałam.
- Jadę, czekaj!
Rower (prawo jazdy przeniesione znowu o dwa lata!). Fu**. Pies. Dwór. Jeszcze raz rower. Piżama? Cholera nie wracam. Apteka. Gdzie o 7.00 rano będzie otwarta? Jest. Test. Jadę. Papieros. Papieros. Klakson. No jeszcze tego brakowało, żeby mnie coś zabiło. Dwa tygodnie temu uznałam, że się nudzę i teraz odcinam od tego kupony. "Życie zaskocz mnie" działa sobie z dnia na dzień, jakby nigdy nic. Jestem. Wpadam zdyszana.
- Jadłaś?
- Nie.
- Do łazienki! Sikaj!
Cisza.
I stoimy jak dwie idiotki. Ja w piżamie z testem ciążowym w ręku. Ona z papierem toaletowym na sznurku zawieszonym na szyi niczym naszyjnik. Oceniam sytuacje. Burdel w mieszkaniu. Oczy całe czerwone.
- Co jest?
- Boję się.
- Chcesz urodzić?
- Nie wiem! - I ryk zaczyna się od początku.
Spokojnie. Sprawdzamy. Koszty utrzymania dziecka, przedszkola, szkoły, buciki, rowerki, łóżeczka, sukieneczki, farbę do pokoju (nie może być z ołowiem!!!), przebieg ciąży, urlop macierzyński - wszystko.
To teraz w drugą stronę. Aborcja. Skrobanka. Tabletka. Cholera w Polsce tylko skrobanka. Ogromne prawdopodobieństwo, że już nie zajdzie w ciążę.
- Chcesz dzieci w przyszłości?
- Nie wiem!
Czyli tabletka. Dzwonimy. Holandia, Niemcy, Słowacja (wszędzie mówią po polsku!). Koszt: 300 - 500 Euro. Dojazd na własny koszt. Wszędzie do 5 tygodnia.
- Który tydzień?
- Nie wiem!
Dobra. Koniec pytań. Polska 1200 zł za skrobankę. Niebezpiecznie. Women on Waves... Nie wiadomo, kiedy przyjdą tabletki. Wiemy już wszystko.
Kurwa, gdzie my (kobiety!) pogubiłyśmy w Naszym feminizmie? Nie jestem feministką, ale na cholerę mi prawo do głosowania skoro żaden z rządów nie chce zalegalizować aborcji. O ileż łatwiej miałyby kobiety. Tabletki, prezerwatywy: ok, ale aborcja już NIE?! Państwo demokratyczne? Skądże! Państwo chrześcijańskie! Nie muszę mieć prawa do wyboru męża, pracy w kopalniach, bycia Prezesem, może by ktoś tak zaczął od początku? Może nareszcie powinnyśmy mieć prawo do zarządzania własnym ciałem?
- Gotowa? <uspokoiła się, jest lepiej>
- Jeszcze nie...
- I co teraz?
- Mam ochotę na sushi.
I jak to blondynka z brunetką, pojechałyśmy do sklepu (ja dalej w piżamie). Kupiłyśmy wszystko co było potrzebne. Po 2 godzinach zjadałam najlepsze sushi, jakie kiedykolwiek udało mi się zrobić. Wyglądało średnio. 4 rolle i butelkę Choya później zaczęła się uśmiechać. Sake. Niezniszczalni.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki.
0 komentarze: